Prof. Wiesław LESZEK

Politechnika Poznańska

Wśród moich wspomnień o Profesorze S. Ziembie wynikających z naszych osobistych kontaktów i współpracy, a także moich obserwacji Jego działalności są i takie, o których mówili moi przedmówcy, nie o nich więc będę mówił.
Rzecz również nie w tym, aby analizować rzeczowo dorobek naukowy Profesora i Jego poglądy w różnych kwestiach. Nie ta pora i nie ten nastrój, jakkolwiek uważam za celowe wydanie zbiorczej bibliografii publikacji Profesora, rozproszonych w różnych czasopismach i materiałach konferencyjnych.
Będę mówił o pewnym zdarzeniu sprzed roku i moich domysłach z tego wynikających. Otóż, w lutym 1993 roku otrzymałem od Profesora przesyłkę zawierającą następujący tekst: „Do moich Uczniów - Przyjaciół, pełny szacunek dla Prawdy, szczerość i życzliwość we współpracy, uczciwości i żarliwości w robocie niech będą w Waszym działaniu prawem i przykazaniem". Po czym następował podpis Profesora.
Zadałem sobie wtedy pytanie: co to oznacza? Był to niewątpliwie rodzaj testamentu, jakiejś ogólnej wskazówki, może życzenia, chociaż z ujęcia treści brzmi to jak kategoryczne żądanie. Ale dlaczego takie? Przecież w takiej sytuacji bardziej naturalne byłoby wskazywanie kierunków badań, formułowanie zasad metodologicznych, inaczej mówiąc dzielenie się tym ogromnym doświadczeniem naukowym uzyskanym podczas ponad pół wieku uprawiania nauki... Zastanawiając się nad tym przypomniałem sobie, jak często Profesor mówił o przyjaźni, ile naszych szkół tribologicznych kończył apelami o przyjaźń, życzliwość i współpracę między nami.
Kiedy zestawiłem te spostrzeżenia zdałem sobie sprawę z tego, że przysłany do mnie (i, jak miałem prawo sądzić, nie tylko do mnie) tekst jest wołaniem o prawdę, szczerość i życzliwość człowieka, który tej prawdy, szczerości i życzliwości doświadczył w życiu zbyt mało... Być może doszedł do wniosku, że tego wszystkiego jest w ogóle za mało wśród ludzi zajmujących się nauką... Nie wiem, nie mam odwagi o to zapytać.
Hipotezę tę zdaje się potwierdzać moje spostrzeżenie: jak spontanicznie i żywiołowo reagował profesor na każdy objaw okazywanej mu życzliwości i sympatii. Odpłacał zawsze z nawiązką, co było zresztą dość cynicznie wykorzystywane.
Profesor był „otwarty” na ludzi, szukał z nimi kontaktów, oferował pomoc, często świadczył przysługi - wyprzedzając ewentualne prośby potrzebujących.
Szukając motywacji takiego postępowania Profesora Ziemby, w pierwszym przybliżeniu, doszedłem do wniosku, że wynikało ono z profesjonalnych przyzwyczajeń wieloletniego nauczyciela, który uczniom przekazuje nie tylko wiedzę, ale także swoje pozytywne emocje i cechy własnej osobowości.
Było w tym chyba także coś głębszego, ukrytego pod warstwą pragmatycznej codzienności. To dążenie ku ludziom, poszukiwanie i świadczenie życzliwości wynikało z poczucia samotności, nie osamotnienia, był przecież zawsze otoczony ludźmi, a właśnie samotności. Była to samotność człowieka mądrego, wszechstronnie wykształconego, o bogatym i różnorodnym doświadczeniu życiowym, a przy tym wrażliwego, bardziej wyraziście niż inni widzącego świat i przewidującego rozwój wypadków. Jego wewnętrzna uczciwość wskazywała Profesorowi nie zawsze uzasadnione oceny ludzi i zdarzeń, ale nie wywoływało to u Niego stanów zniechęcenia do ludzi, którzy Go rozczarowali. Profesor Ziemba nie tolerował własnych słabości, chociaż rozumiał i wybaczał je innym.
Takim Go właśnie zapamiętam.